Napaleniec z Poznania rozmawia z trochę mniej
napalonym ludkiem z Mikołowa:
“Heniu ? Czy aby na pewno jedziemy ? Kiedy mam
płacić swoją działkę ?”
“Spoko Maciek,
jedziemy choćby żabami z nieba waliło ! Ale
jedziemy nie przez biuro...” i tu oczywiście
kopara mi opadła... cały beztroski Heniu...
W
końcu sytuacja wyklarowuje się na poziomie:
 |
Jedziemy
w cztery osoby samochodem Henia, czyli
Fiatem Tempra Kombi – zwanym dalej
Temperówką. Każdy sam opłaca sobie
ubezpieczenie. Żarcie kupuje Heniek w
Mikołowie. Namioty i kuchenkę też
organizują “oni”, czyli Heniek i
dwóch nieznanych mi jeszcze osobników.
A w ogóle to mam przyjechać do
Mikołowa tylko z własnym bagażem, bo
“oni” załatwią resztę. Jeszcze
tylko nieśmiałe pytanie czy mam zabrać
ze sobą namiot cztero osobowy, całkiem
fajną i w miarę nową kopułkę, ale
Heniowe
“my mamy” całkowicie uspokaja moją
organizacyjną naturę. Kapituluję
zaskakująco łatwo, mimo, iż jest ona
całkowitą przeciwnością Heniowego
podejścia do sprawy “Jak jest u góry
zapisane że będzie (lub zdążymy) to
będzie (zdążymy), a jak jest zapisane
że
nie będzie (nie zdążymy) to nie
będzie (nie zdążymy)”. Mapy i
przewodniki ma zabrać Heniu. |
No
dobrze. Już prawie czas wyjazdu. Co zatem w
końcu zabieram ze sobą ? W formie poradnika:
Ze szpeju
Oczywiście
trochę odzienia, polar, gore-tex, moje górskie
buty prawie nieprzemakalne, adidaski na drogę,
klapki do chodzenia (świetnie się wtedy suszą
skarpety), okularki przeciwsłoneczne itp. - nie
będę zanudzał. Obowiązkowo także biorę:
Kask – konieczny ze względu
na spadające w Dolomitach kamienie. Zresztą
kilka razy uratował moją głowę przed
miejscowym oskalpowaniem o ostrą skałę...no bo
proszę spróbować wydostać się z wąskiego
kominka zakończonego niskim okapem gdy trzeba
szukać chwytów i stopni oraz przepinać
asekurację w kluczowym momencie – jak nic gdzieś zawadzicie łepetyną !
Koszt około 100 – 150 zł.
Uprząż dolną –
to takie majtki z mocnego sznurka, które dają
możliwość zawiśnięcia na linie po
odpadnięciu od ściany. Na szczęście nie
musiałem tego sprawdzać i nawet nie widziałem
aby ktoś na ferratach wykonywał takie
akrobacje. W przewodnikach sugerują też
uprząż górną – jednak nie jest ona
potrzebna, gdyż zwykle po ferratach chodzi się
“na lekko”. Spokojnie wystarczy dolny
“dupowspór” – na ferraty w końcu
wybierają się ludzie którzy tego chcą i
zwykle wiedzą
co robią. Hmm.... chyba przesadziłem z tym
tonem.... ferraty są dla ludzi i nie trzeba
mieć szczególnych uzdolnień aby po nich
chodzić....zresztą są różne stopnie
trudności. Koszt około 80 zł.
Lonżę (longea) do
autoasekuracji – osobiście nabyłem
gotową lonżę firmy PETZL o nazwie ZYPER.
Polecam ją każdemu wybierającemu się na
ferraty – bo do tego głównie ją
skonstruowano. Jest to 3 metrowy kawałek liny
dynamicznej przepleciony w połowie przez
płytkę hamującą. Na dwóch końcach zrobione
są “uszka” do wpięcia karabinków,
których nie ma w komplecie i które trzeba
dokupić. Tak więc potrzebne są 2 zwykłe
karabinki na końcach zypera oraz jeden karabinek
zakręcany (koniecznie !) aby wpiąć zyper
płytką hamującą do uprzęży. Jaki efekt ? Z
uprzęży sterczą nam dwa 1,5 m. odcinki liny
zakończone karabinkami, którymi to wpinamy się
do stalowej liny na via ferracie. Sprytne
urządzenie. Ale...UWAGA: Stalowa lina mocowana
jest do skały co parę metrów. W tych miejscach
musimy się przepiąć karabinkiem na drugą
stronę mocowania.
Należy to robić w taki sposób, aby cały czas
być wpiętym. Perpetum mobile ? Wcale nie ! Mamy
przecież dwa końce zypera. Jeden jest wpięty
do liny a drugi powinien być przypięty luźno
do uprzęży lub do innego miejsca naszego stroju
– aby w razie upadku ten luźny kawałek
liny mógł przechodząc przez płytkę
wyhamować szarpnięcie. Tak więc dochodząc do
mocowania liny, drugi wolny koniec zypera wpinamy
po drugiej stronie mocowania i jesteśmy wpięci
do liny dwoma końcami lonży... spokojnie
możemy już wypiąć z liny pierwszą
końcówkę. Uff.... nie wiem czy opisałem to
jasno, ale szczegóły znajdziecie w przewodniku
po Dolomitach. Oczywiście takiego zypera można
zrobić samemu z kawałka liny lub taśmy
(najlepiej dynamicznej), przeplatając ją przez
płytkę hamującą i wiążąc ósemki na
obydwóch końcach. Ponieważ nie mogłem dostać
kawałka liny dynamicznej, gdyż w sklepach
zgadzali się odcinać tylko liny statyczne,
wybrałem ZYPERA - nie musiałem sprawdzać w
Dolomitach jego wytrzymałości ale przynajmniej
wygląda okazale ! Koszt ZYPERA około
90-110zł, karabinki około 20-40zł/szt. w
zależności od czasu i miejsca zakupu.
Czołówkę –
sprytną lampkę zakładaną na głowę lub kask.
Przydaje się w chodzeniu po sztolniach, których
w Dolomitach nie brakuje, a na które jakoś nie
wpadliśmy. Muszę jednak przyznać, że w
przypadku przeszukiwania bagażnika Temperówki
lub poszukiwania skarpetki w plecaku po
zapadnięciu zmroku, oprócz zmysłu zapachu
czołówka była niezastąpiona ! Polecam tę
formę oświetlenia – zamiast nieporęcznych
latarek ręcznych.
Koszt ....... nie wiem.
Rękawiczki bez palców
– super sprawa gdy trzeba chwycić się
stalowej liny i jeszcze do tego czasami na niej
zawisnąć. Rękawiczki powinny być skórzane po
wewnętrznej stronie dłoni! Tylko skóra
zapewnia dobre tarcie i dobre czucie. Palce w 3
powinny być odsłonięte, aby dobrze było
można czuć chwyty i inne wpadające w ręce
rzeczy... Ja miałem ze sobą swoje stare
kolarskie bezpalcówki – które zdarłem do
końca i musiałem po powrocie wyrzucić.
Właściwie zrobiła to Anka bo mi było jakoś żal... Koszt
niewielki.
Nie
należy też zapominać o kremie “do” lub
“przeciw” opalaniu ! Miałem ze sobą blokera
20 ... ale tylko miałem.... raz nie użyłem i
wróciłem z ferraty czerwony na twarzy i za
uszami. Nieciekawe doznanie – wierzcie mi.
Szczególnie na drugi dzień... ale cóż, mieć
nie znaczy użyć. A słońce w Dolomitach
potrafi przypalić.
Z innej beczki
Wymieniłem
450 zł na liry Włoskie, wziąłem też “na
wszelki wypadek” aż 350 DM i trochę
złotówek – czyli razem w granicach 1100 zł.
A cha, ubezpieczenie sam kupowałem – 20 lub 30
zł. Ot wszystko.
|