Jest czwarta nad ranem w małym pokoju w
Międzywodziu nad Bałtykiem. Wstaje ten, który
czekał na to długo i wytrwale. Właśnie
kończy swój tygodniowy pobyt z rodzinką nad
morzem i pożegnawszy się z pełną obaw
zaspaną żoną i śpiącą córeczką wsiada w
swoją białą koreańską maszynę... aby po
prawie cztero godzinnej jeździe wylądować w
Poznaniu. Tutaj jeszcze drobne zakupy na drogę,
plaster na odciski, trochę słodyczy dla
uroczych dzieci Henia i około 15.30 rozpoczyna
się podróż do Mikołowa.
Tę
noc ma spędzić u Henia, aby wcześnie rano
wyruszyć Temperówką w Dolomity. Ponieważ
sprawca całego Dolomitowego zamieszania także
wraca dzisiaj z urlopu, umówili się na godzinę
20.30. Droga była paskudna bo korki, deszcz itp.
w końcu jednak, znacznie później niż
zakładał, podjechał pod kolorowy nowy dom
Henia. No i się zaczęło....
Powitany
zostałem przez Henia i jego wesołą żonę
Beatę. Była także miła osóbka Gosia, której
imię jak to się później okazało nie
schodziło z ust Sebastiana. Zapytała się
tylko, czy nie boję się z nimi jechać.
Widząc, że nic nie przemówi mi do rozumu,
dała sobie spokój. Samochód odstawiliśmy w
bezpieczne miejsce i przeszliśmy do sedna sprawy... czyli ustalania stanu
faktycznego i pakowania. Oooo...pakowanie ?
Zapomnij jeżeli znasz Henia ! Daleka droga do
tego no i oczywiście jutrzejszy wczesny wyjazd
już zdawał się być lekko przesunięty....
|
Przed
północą przyjechał trzeci uczestnik
wyprawy – Sebastian zwany także Kotem.
Ten dobry znajomy Henia od razu przypadł
mi do gustu. No to jeszcze pozostaje
poznać mi czwartego “faceta” ale
wnoszę z rozmów, że nastąpi to jutro
– mamy po niego wstąpić. |
Rozpoczynamy
zatem liczenie jedzenia, pakowanie sprzętu kucharskiego itp.
Oczywiście najwięcej jest łakoci typu
szturmfuter, a więc całe kartoniki czekolad,
batonów i ciastek. Słodycze ponad wszystko !
Rano kupi się także nieodłączną cebulę –
Heniowy odpowiednik warzyw i środka
antybakteryjnego. Nie zabrakło także fasolki po
bretońsku i puszek z mielonką. Jedziemy w
końcu Temperówką ! Namioty są dwa: jedna
stara dwójka, ale całkiem jara i jak się
okazało nad wyraz przydatna, oraz jeden namiot
szturmowy tzw. kopułka. Dodam, że załatwiał
ją Sebastian. No... zostały jeszcze mapy na
drogę. Heniu ma.... ale pamiętają jeszcze
czasy Demoludów – ciekawe czy zaznaczone drogi
jeszcze istnieją, gdyż granice w takiej
Jugosławii na pewno już nie... No nic. Umawiamy
się z Kotem rano na zakupy. Pora spać. Ach...co
za wygodny
śpiwór....to już jutro....
|