Strona główna
Maratony i Ultramaratony
Dolomity - via ferraty
100km - Kalisz 2006
100km - Wiedeń 2007
Dolomity 1998
1. Narodziny początku
2. Miesiące przygotowań
3. Przed wyjazdem
4. Piątek 24.08
5. Sobota 22.08
6. Niedziela 23.08
Galeria - di Sesto
7. Poniedziałek 24.08
8. Wtorek 25.08
Galeria - Sella
9. Środa 26.08
10. Czwartek 27.08
Galeria - Pala
11. Piątek 28.08
12. Sobota 29.08
13. Niedziela 30.08
Mapa podróży
Blog
Księga gości
   
 


Napaleniec z Poznania rozmawia z trochę mniej napalonym ludkiem z Mikołowa:
“Heniu ? Czy aby na pewno jedziemy ? Kiedy mam płacić swoją działkę ?”
“Spoko Maciek, jedziemy choćby żabami z nieba waliło ! Ale jedziemy nie przez biuro...” i tu oczywiście kopara mi opadła... cały beztroski Heniu...

W końcu sytuacja wyklarowuje się na poziomie:

Jedziemy w cztery osoby samochodem Henia, czyli Fiatem Tempra Kombi – zwanym dalej Temperówką. Każdy sam opłaca sobie ubezpieczenie. Żarcie kupuje Heniek w Mikołowie. Namioty i kuchenkę też organizują “oni”, czyli Heniek i dwóch nieznanych mi jeszcze osobników. A w ogóle to mam przyjechać do Mikołowa tylko z własnym bagażem, bo “oni” załatwią resztę. Jeszcze tylko nieśmiałe pytanie czy mam zabrać ze sobą namiot cztero osobowy, całkiem fajną i w miarę nową kopułkę, ale Heniowe “my mamy” całkowicie uspokaja moją organizacyjną naturę. Kapituluję zaskakująco łatwo, mimo, iż jest ona całkowitą przeciwnością Heniowego podejścia do sprawy “Jak jest u góry zapisane że będzie (lub zdążymy) to będzie (zdążymy), a jak jest zapisane że nie będzie (nie zdążymy) to nie będzie (nie zdążymy)”. Mapy i przewodniki ma zabrać Heniu.

No dobrze. Już prawie czas wyjazdu. Co zatem w końcu zabieram ze sobą ? W formie poradnika:

 Ze szpeju

Oczywiście trochę odzienia, polar, gore-tex, moje górskie buty prawie nieprzemakalne, adidaski na drogę, klapki do chodzenia (świetnie się wtedy suszą skarpety), okularki przeciwsłoneczne itp. - nie będę zanudzał. Obowiązkowo także biorę:

Kask – konieczny ze względu na spadające w Dolomitach kamienie. Zresztą kilka razy uratował moją głowę przed miejscowym oskalpowaniem o ostrą skałę...no bo proszę spróbować wydostać się z wąskiego kominka zakończonego niskim okapem gdy trzeba szukać chwytów i stopni oraz przepinać asekurację w kluczowym momencie – jak nic gdzieś zawadzicie łepetyną ! Koszt około 100 – 150 zł.

Uprząż dolną – to takie majtki z mocnego sznurka, które dają możliwość zawiśnięcia na linie po odpadnięciu od ściany. Na szczęście nie musiałem tego sprawdzać i nawet nie widziałem aby ktoś na ferratach wykonywał takie akrobacje. W przewodnikach sugerują też uprząż górną – jednak nie jest ona potrzebna, gdyż zwykle po ferratach chodzi się “na lekko”. Spokojnie wystarczy dolny “dupowspór” – na ferraty w końcu wybierają się ludzie którzy tego chcą i zwykle wiedzą co robią. Hmm.... chyba przesadziłem z tym tonem.... ferraty są dla ludzi i nie trzeba mieć szczególnych uzdolnień aby po nich chodzić....zresztą są różne stopnie trudności. Koszt około 80 zł.

Lonżę (longea) do autoasekuracji – osobiście nabyłem gotową lonżę firmy PETZL o nazwie ZYPER. Polecam ją każdemu wybierającemu się na ferraty – bo do tego głównie ją skonstruowano. Jest to 3 metrowy kawałek liny dynamicznej przepleciony w połowie przez płytkę hamującą. Na dwóch końcach zrobione są “uszka” do wpięcia karabinków, których nie ma w komplecie i które trzeba dokupić. Tak więc potrzebne są 2 zwykłe karabinki na końcach zypera oraz jeden karabinek zakręcany (koniecznie !) aby wpiąć zyper płytką hamującą do uprzęży. Jaki efekt ? Z uprzęży sterczą nam dwa 1,5 m. odcinki liny zakończone karabinkami, którymi to wpinamy się do stalowej liny na via ferracie. Sprytne urządzenie. Ale...UWAGA: Stalowa lina mocowana jest do skały co parę metrów. W tych miejscach musimy się przepiąć karabinkiem na drugą stronę mocowania. Należy to robić w taki sposób, aby cały czas być wpiętym. Perpetum mobile ? Wcale nie ! Mamy przecież dwa końce zypera. Jeden jest wpięty do liny a drugi powinien być przypięty luźno do uprzęży lub do innego miejsca naszego stroju – aby w razie upadku ten luźny kawałek liny mógł przechodząc przez płytkę wyhamować szarpnięcie. Tak więc dochodząc do mocowania liny, drugi wolny koniec zypera wpinamy po drugiej stronie mocowania i jesteśmy wpięci do liny dwoma końcami lonży... spokojnie możemy już wypiąć z liny pierwszą końcówkę. Uff.... nie wiem czy opisałem to jasno, ale szczegóły znajdziecie w przewodniku po Dolomitach. Oczywiście takiego zypera można zrobić samemu z kawałka liny lub taśmy (najlepiej dynamicznej), przeplatając ją przez płytkę hamującą i wiążąc ósemki na obydwóch końcach. Ponieważ nie mogłem dostać kawałka liny dynamicznej, gdyż w sklepach zgadzali się odcinać tylko liny statyczne, wybrałem ZYPERA - nie musiałem sprawdzać w Dolomitach jego wytrzymałości ale przynajmniej wygląda okazale ! Koszt ZYPERA około 90-110zł, karabinki około 20-40zł/szt. w zależności od czasu i miejsca zakupu.

Czołówkę – sprytną lampkę zakładaną na głowę lub kask. Przydaje się w chodzeniu po sztolniach, których w Dolomitach nie brakuje, a na które jakoś nie wpadliśmy. Muszę jednak przyznać, że w przypadku przeszukiwania bagażnika Temperówki lub poszukiwania skarpetki w plecaku po zapadnięciu zmroku, oprócz zmysłu zapachu czołówka była niezastąpiona ! Polecam tę formę oświetlenia – zamiast nieporęcznych latarek ręcznych. Koszt ....... nie wiem.

Rękawiczki bez palców – super sprawa gdy trzeba chwycić się stalowej liny i jeszcze do tego czasami na niej zawisnąć. Rękawiczki powinny być skórzane po wewnętrznej stronie dłoni! Tylko skóra zapewnia dobre tarcie i dobre czucie. Palce w 3 powinny być odsłonięte, aby dobrze było można czuć chwyty i inne wpadające w ręce rzeczy... Ja miałem ze sobą swoje stare kolarskie bezpalcówki – które zdarłem do końca i musiałem po powrocie wyrzucić. Właściwie zrobiła to Anka bo mi było jakoś żal... Koszt niewielki.

Nie należy też zapominać o kremie “do” lub “przeciw” opalaniu ! Miałem ze sobą blokera 20 ... ale tylko miałem.... raz nie użyłem i wróciłem z ferraty czerwony na twarzy i za uszami. Nieciekawe doznanie – wierzcie mi. Szczególnie na drugi dzień... ale cóż, mieć nie znaczy użyć. A słońce w Dolomitach potrafi przypalić.

 Z innej beczki

Wymieniłem 450 zł na liry Włoskie, wziąłem też “na wszelki wypadek” aż 350 DM i trochę złotówek – czyli razem w granicach 1100 zł. A cha, ubezpieczenie sam kupowałem – 20 lub 30 zł. Ot wszystko.